Kochani przyjaciele!

I wszystko wróciło do normy. Zaczął się rok szkolny i akademicki oraz pora deszczowa- więc codziennie padają obfite deszcze. A jak pada deszcz- to ludzie do kościoła nie idą- takie zwyczaje dziwne, które trudno przezwyciężyć. To chyba i dobrze, bo tektura robiąca za podwozie samochodu rozmokła i nie działa już. Jak pada- trzeba do jazdy samochodem zdejmować buty- wtedy wszystko dobrze. Odkryłem jeszcze jeden mały problem- jak pada to przewody hamulcowe- wiszące sobie swobodnie i leniwie stają się jeszcze bardziej leniwe- i w ogóle nie ma hamulców ani ręcznego ani zwykłego- a wtedy jeżdżenie samochodem jest prawdziwym aktem wiary:) Ale to wszystko takie przejściowe trudności. W ubiegłym tygodniu ukradli mi korek do zbiornika z benzyną. Szukałem korka ale nigdzie nie było, szukałem nawet podobnego samochodu- ale nie było. Przecież w kraju prowizorycznym wszystko da się zastąpić i udało się wystrugać korek z drewna- jest nawet czarny sznureczek, który miał być białym :). Korek jest, ale teraz muszę wozić młotek-mój nowy nabytek- co by ten korek odpowiednio umieścić w baku- bo benzyna droga bardzo. A wśród radości jest to, że mam UWAGA!- nowy akumulator- i tak powoli wszystko będzie nowe w moim wyrobie samochodopodobnym.

A skoro już jesteśmy przy samochodzie to opowiem poniedziałkową historię… Dojechałem na oparach benzyny- ponoć ten samochód ma ludzie uczucia i wie, że jak mało w baku to bardziej oszczędza- do Bayamo na zjazd duszpasterski księży- nominowano mnie diecezjalnym duszpasterzem młodzieży. W poniedziałki rano benzyny nie ma, podobnie jak we środy i w soboty, ale w poniedziałki popołudniu już jest- więc na ostatnich resztkach jadę do stacji i nagle samochód kończy z ludzkimi odczuciami i ani w  przód a  ni w  tył- opary się skończyły- to chyba wina tego drewnianego korka z dziurką :). Spokojnie- wszak jestem już na stacji paliw- jeszcze tylko… no właśnie skradziono mi portfel- nie mam ani grosza, aby zatankować… Ale w takich chwilach nie tracę równowagi- może gdzieś w schowku, na podłodze, albo jako podkładka pod śruby jest jakiś pieniądz- ale tu nic a nic… Od miasta już daleko- myślę-zwyczajnie zadzwonie do jakiegoś księdza- może będzie człowiekiem i pomoże, poradzi coś. I kolejne rozczarowanie- telefon się rozładował- spotkanie było w miejscu, gdzie nie ma zasięgu i się rozładował wziął… Tylko spokojnie- pomyślałem- musi być jakieś rozwiązanie… przecież, aby wrócić do domu potrzebuję dwa dolary… może spotkam kogoś znajomego- ulituje się i pożyczy- dwa dolary to tylko 3 dni pracy… Pytam pana sprzedającego paliwo- przecież mnie zna, zawsze tu kupuje- ale nie ma pieniędzy… Pytam pani w sklepie, żeby pożyczyła- nie ma pieniędzy- nie ma naprawdę nie tylko tak, abym się odczepił. Odwiedziłem nawet konkurencję-  mieszkającego w pobliżu pastora zielonoświątkowego- nie było go w domu, a zona zbyt miła nie była… Dwa wyjścia- jechać do domu, wypożyczyć samochód i wrócić z pieniędzmi, albo dalej szukać. Z racji oszczędności wybrałem to drugie i usiadłem w parku po drugiej strony stacji, a samochód wysychał z pragnienia… Paradoks czy cud jaki podszedł do mnie pan-pani, trans chyba o najstarszych na świecie kwalifikacjach zawodowych- wyjątkowo obleśny, ale też dziecko Boże i zaczepił, zagadał. Miał na imię Oscar i oto wyjął z chusteczki dwa dolary i dał mi je tak zwyczajnie- bez dowodu osobistego, numeru telefonu, wielu pytań. -Jak będziesz miał to oddasz- wiesz gdzie pracuje- uśmiechnął się i rozejrzał wokoło… Jakie upokorzenie- ja żebrzę na ulicy i pomaga mi taki ktoś, albo nawet ktosia. A dzień wcześniej w niedzielnej Ewangelii-  prostytutki wejdą przed wami do nieba… Ha, teraz rozumiem dlaczego Jezus był przyjacielem celników i prostytutek 

Moją namolną Edeliste zabrali do szpitala psychiatrycznego. Przychodziła w piżamie, rano, w nocy i w dzień, opowiadała dziwne rzeczy, stawała się agresywna- po kilku miesiącach nastraszyłem czerwonych przywódców i udało się- zabrali ją do szpitala… Byłem ją odwiedzić- przypięta do łóżka, w kaftanie bezpieczeństwa patrzyła gdzieś w dal- zero kontaktu… mam nadzieję, że leki ustawią wszystko i wróci do normalnego w miarę funkcjonowania. Modlę się za nią i wierzę, że wszystko będzie dobrze.

Po wakacjach z parafii wyjechało 6 młodych i 3 małżeństwa. Młodzi na studia, jeden chłopak do wojska na dwa lata, a rodziny za godnym życiem i chlebem. Smutne, ale prawdziwe- jedynym marzeniem moich młodych jest wyjechać, wyrwać się stąd  i nigdy nie wrócić… Życie bez nadziei i przyszłości jest smutne.

Teraz epidemie panują jakieś tam Zica czy inne tam choroby i ludzie umierają… roznoszą ją komary, których teraz dużo.

Chwilowo skończyły się kurczaki- nawet te w Pewexsie, ale to chyba chwilowo tylko.

Oczekuję na wizytę Sióstr, które- jak Bóg da- od września miałyby zamieszkać w Jiguani i pracować ze mną w duszpasterstwie. Proszę o modlitwę w tej intencji- ludzie tutaj bardzo potrzebują obecności księży i sióstr, którzy będą pokazywali Drogę.

Kuba ma nowego biskupa- przed tygodniem wyświęcono padre Juanita na biskupa Ciego de Avila- nie będzie miał łatwo- diecezja ma 5 parafii i chyba tylko 7 księży…

Przygotowuję się teraz do przyjęcia Krzyża ŚDM oraz ikony Matki Bożej – będzie ruch w parafii i teraz mam wiele przygotowań- więc żyję intensywnie.

Dziękuję za każdy gest przyjaźni, za listy, wsparcie i wszystko

wasz Adam

6.10.2017