Nr konta bankowego ks. Adama:
13 1500 1344 1013 4015 6483 0000


Kochani moi! Wspominamy dzisiaj przybycie Trzech Królów, którzy zostawili wszystko i poszli za blaskiem Betlejemskiej Gwiazdy, aby pokłonić się Dzieciątku Jezus- Bogu Prawdziwemu. Następnie wróćili do swoich domów-jak czytamy w Ewangelii- inną drogą to znaczy przemienieni i uświęceni z radością dawali świadectwo o spotkaniu z Jezusem. Trzej Królowie to prawdzwiwi misjoanrze- zostawili swoje domy i wyruszyli w daleką podróż w nieznane za Nieznanym. Następnie głosili Jego imię i wielkie dzieła Boga pokazując Go światu. To nasze zadanie- aby Bóg był jak najbardziej widzialny w świecie. Kochani minęły święta i dzięki Waszej życzliwości i wsparciu materialnemu, za które serdecznie i pokornie dziękuję- szczególnie kapłanom za wspieranie mnie ofiarami i intencjami Mszy Świętych. Dziękuję za modlitwę i konkretną pomoc materialną, dzięki której przeżywliśmy święta w radości. W tym czasie udało się zorganizować dwa koncerty Bożonarodzeniowe. Jeden nawet na dachu, aby całe miasto słyszało, że Bóg stał się człowiekiem. Dzięki waszemu wsparciu przygotowaliśmy paczki świateczne dla 80 dzieciaków z katechezy oraz wraz z młodzieżą przygotowaliśmy obiad dla 70 najbiedniejszych mieszkańców miasta. Takie małe cuda, w których Wy kochani uczestniczycie i jesteście misjonarzami razem ze mną. Czasy na Kubie nie są łatwe- jest wiele lęków, smutku, łez i nędzy noralnej i duchowej, ale czyż Chrysyus nie przyszedł właśnie w i do takiej sytuacji? Wzrusza nie Wasza hojność i serce dla Kuby i ośmielam się prosić o bycie blisko nas. Pokornie proszę o modlitwę za Kubę, za moją parafię katerdalną w Bayamo oraz za mnie, abym był prostym narzędziem w ręku Boga. Niech w tym Nowym Roku Pan obficie błogosławi i prowadzi drogami świętości!

Wasz ks. Adam Wiński

Przyjaciele!

Czas świąteczny upłynął bardzo pracowicie, twórczo i radośnie. We wszystkich dziewięciu wspólnotach była uroczysta Eucharystia, nawet z obwoźnym zespołem kolędowym i instrumentami. Świąteczne ciasto i re fresco – słodki napój. Dzieci i dorośli przygotowali małe przedstawienia o Bożym Narodzeniu, a Trzej Królowie przynieśli dzieciom prezenty. Jako, że święto Bożego Narodzenia na Kubie jest świętem dość młodym (od 1998 roku jako dzień wolny) trzeba uczyć ludzi świętowania i bycia we wspólnocie. W Bayamo po uroczystej Mszy Świętej urządziliśmy pełnowymiarowe jasełka przygotowane przez dzieci oraz małe przedstawienia wszystkich wspólnot z miasta i tak świętowanie trwało ponad 4 godziny razem z ciastem, lodami i likierem. W sumie w okresie światecznym od wigili do Objawienia Pańskiego odprawiłem 38 Mszy Świętych!

Przygotowaliśmy się do Świąt poprzez misje na osiedlach i we wsiach, aby ogłosić ludziom, że Bóg się rodzi- pojawiły się więc nowe osoby. Dla młodych urządziliśmy świąteczny bal przebierańców za postacie z szopki i jasełek. Nie zabrakło aniołków, diabełków, Józefów, Maryi, gwiazd betlejemskich, pasterzy, baranków i innych. Wymieniliśmy się symbolicznymi prezentami włąsnoręcznie wykonanymi. W tych świątecznych dniach doznałem wielu znaków ludzkiej miłości

i bliskości i wiele słów wdzięczności- to wszystko niesie i dodaje skrzydeł. Przgotowaliśmy całodzienną adorację i spowiedź świętą. Udekorowaliśmy kościół, także na zewnątrz światłami i wielkim wizerunkiem świętej Rodziny, który to nie spodobał się moim czerwoniastym przyjaciołom. Stwierdzili, że zagraża bezpieczeństwu… odpowiedziałem trzem nadąsanym panom- że na tym samym miejscu i tych samych sznurkach przed kilkoma miesiacami wisiał wielki plakat rewolucji z wodzem na czele- czy to, też waszym zdaniem zagraża bezpieczeństwu… Panowie nie odpowidzieli, nawet na moje życznie wesołych świąt narodzin Jezusa!

Odwiedziłem też wszystkich chorych w mieście – 47 osób bardzo pogodnych i bożych.

Uświadomiłem sobie poważne problemy, wśród których najbardziej bolącym jest brak leków, nawet tych podstawowych. Dlatego do Spowiedzi, Komunii Św. i Namaszczenia dodawałem po 10 tabletek Ibupromu… W aptekach nie ma praktycznie nic, a lekarze piszą recepty… zapisując na kartce jakie ewentualne zioła można użyć…

Jadąc wynajętym busem do wiejskich wspólnot, byliśmy świadkami wypadku- motor- a na nim dwie osoby wypadł na zakręcie z drogi. Kobiecie nic się nie stało, a mężczyzna połamał nogę… wysadziłem ludzi i odwiozłem go do pobliskiego szpitala i okazał się… pierwszym sekretarzem podprowincjonalnym… Prowadząc go po schodkach powiedziałem kim jestem i dodałem: to jak w szopce – anioł z diabłem, a pan czerwony dodał: ale ja jestem aniołem… odpowiedziałem-oczywiście, ale tym upadłym… ale pan nie chodził na katechezę… I tak szedłem za pan brat z czerwonym przyjacielem. Oczywiście odwiedziłem go później i przykleiłem do łóżka obrazek Matki Bożej.

Po Nowym Roku wielki kryzys. Nie ma już nic – na pólkach tylko woda dla obcjokrajowców. Paliwa nawet na rządowe kartki nie ma, gazu już nie będzie, prąd zabierają coraz częściej, a nawet w dolarowych sklepach bieda piszczy… a na ulicach patrole policji wzmocnione wojskami…

dramatyczny widok…

Pojechaliśmy z młodzieżą nad rzekę na taki dzień wspólnoty, oczywiście nagotowaliśmy caldosę- zupę ze wszystkiego wraz z głową świni… Dobrze było pobyć razem i sobie posłuchać.

​Cieszy mnie fakt, że wreszcie, po przejściowych trudnościach, ruszyło wielkie dzieło malowania katedry, zobaczymy ile uda się zrobić, ale wierzę, że Pan Bóg zadba o pomalowanie swojego domu. Mam teraz 5 robotników, więc bardziej domowo.

W ostanim tygodniu dopadł mnie wirus jakaś zmutowana denga. Zaczęło się bólami mięśni i stawów, kolejnego dnia gorączki i wymioty i więcej nie pamiętam przespałem dwa dni, a następnie dwa kolejne równie bolesne, a do tego żadnych leków… W końcu przyrządzono mi cudowne lekarstwo z kurzych nóżek i powstałem z łóżka po pięciu dniach…Tutaj rozumiałem znaczenie kobiety w misji Kościoła. Kiedy mężczyżni mówli- ale nie ma kurzych nóżek czy żelatyny- kobiety z wiosek powycinały kurom nóżki, a żelatynę wykradły ze spóldzielczych magazynów i świtkiem przywiozły księdzu. Obgryzając kurze nóżki umyte i oskubane cudownie żem do zdrowia powrócił, a to wszystko zasługa dzielnych niewiast!

W takich momentach uwiarygodnia się życie misjonarza – podobieństwo do ludu cierpiącego bez podniesionej dumnie głowy – wszystko z ręki Twej…

Jak wstałem z łóżka to kolejego dnia zszedłem do kościoła i podziękowałem Panu za to, gdzie jestem i kim jestem. To wielki przywilej być przyjacielem Chrystusa i uczniem – misjonarzem! Dziękuję za bliskość, przyjaźń, modlitwę, wsparcie

Wasz brat Adam

Bayamo 18.01.2020 roku

Przyjaciele,

Dziś niedziela misyjna, więc myślami i modlitwą wszystkich Was ogarniam i za wszystko pięknie dziękuję. Tutaj niedziela misyjna ma trochę inny charakter – przypomina, że wszyscy jesteśmy misjonarzami i jesteśmy wezwani do bycia świadkami, chociaż wczoraj w jednej wspólnocie podarowano mi kwiaty (po raz pierwszy, bo towar kryzysowy), a ludzie modlili się, żeby padre Adam nigdy nie wyjechał…

Dla mnie jest to niedziela wdzięczności za Wasze serce dla misji i za to, że nie zostawiacie mnie samego.

Jakie nowości – udało się kupić trochę farby, więc w dwa dni wymalowaliśmy cały dom parafialny wewnątrz. Moim pragnieniem jest wymalowanie kościoła na zewnątrz, ale to przerasta możliwości finansowe jak na dzień dzisiejszy, a farby chwilowo nie ma – takie przejściowe trudności. Mieszkanie jak nowe, czyste i piękne.

Udało się skompletować materiały budowlane do zrobienia dwóch łazienek dla potrzeb pastoralnych. W poniedziałek ,,załatwiłem” piasek, specjalne polvo (proch), cement i wiele innych. Ceny na ulicy są znacznie wyższe niż w sklepie, ale kiedy w sklepie nic nie ma to nie ma innego wyjścia. Kiedy rozładowywałem przyczepę piasku przechodził pastor i wykrzyczał – zobaczcie pan ksiądz ziemię wozi, a co to Watykan w kryzysie finansowym?  Odpowiedziałem – widzisz, nie wiem co się stało, ale dziś rano nie dotarła walizka z pieniędzmi z Watykanu, ale za to dotarła
z laptopami
 I pastor poszedł.

Zmarła Elda, miała prawie dziewięćdziesiątkę. Zawsze uśmiechnięta, szczera, choć poruszała się z bólem. I każdej niedzieli z buziakiem mówiła mi te quiero mucho padrecito. Wróciła Edelista z leczenia psychiatrycznego. Czuje się dobrze. Jeden z bliźniaków połamał rękę, a nowo wyuczona lekarka jest w ciąży i do tego w depresji. Udało mi się przekonać, a zajęło mi to sześć godzin!!!!, aby nie zabijała dziecka… Teraz obiecałem zajmować się trochę tą całą sytuacją. Tak, lista moich osobistych dzieci wzrasta, ale odpowiedzialność także…

Zepsuł się samochód – nikt nie wie co się stało. Dlatego mam czas i piszę. Zacząłem niedzielę misyjną usmarowany smarami i odwołaniem dwóch porannych Mszy świętych…

Zepsuła się pompa pompująca wodę, więc chwilowe, przejściowe trudności z wodą, ale na szczęście tylko przejściowe.

Zepsuł się komputer do prezentacji i katechezy – bateria nie ładuje. A najgorsze – pękł dzwon na wieży kościoła i już nigdy nie zadzwoni… i nie ma dla niego żadnego ratunku – na Kubie nie ma odlewni dzwonów… Do tego zepsuły się organy… I wszystko jakoś trzeba ogarnąć.

Zrobiłem ołtarz i ambonę do kościoła św. Rity. I tak radości przeplatają się z przejściowymi trudnościami.

Pełną parą rozpoczął się rok formacyjny i szkolny, więc katechezy, spotkania, formacja, wizyty u chorych, przygotowania do sakramentów i każdego roku więcej pracy. Otworzyłem nowy dom misyjny – miejsce modlitwy w domu oddalonym od kościoła o kilka kilometrów – będziemy się spotykać raz w tygodniu, we czwartki. Wzrosła i umocniła się grupa młodzieżowa – pracujemy nad Youcat katechizmem dla młodzieży nad częścią poświęconą modlitwie.

Urządziliśmy pierwsze spotkanie Polaków misjonarzy na Kubie. Dobrze było spotkać się, pośmiać i tak zwyczajnie pobyć razem.

Kolejne cztery osoby uciekły za granicę do lepszego świata… i kolejne się przygotowują.

Taka codzienność, bez fajerwerków, ale za to przepełniona niewidzialną łaską, której nie brakuje.

Dziękuję za Wasze serce dla misji i każde wsparcie! Wielkie małe rzeczy dzieją się dzięki Waszemu zaangażowaniu.

x.Adam

Jiguani, 22.10.2018 r.


…owinęła go w pieluszki i położyła w żłobie,

bo nie było dla Nich miejsca w gospodzie…

„Gdyby nie Boże Narodzenie, człowiek czułby się oszukany.

Nie może bowiem wystarczyć sam sobie. Zawsze tęskni za kimś

większym od siebie. Bo przecież nawet w zespoleniu z drugim

człowiekiem jest miejsce na samotność” (J. Twardowski)

Niech Nowonarodzony Jezus Chrystus wypełni Twoje życie swoją obecnością.

Niech Ten, który rodzi się w żłobie wyzwoli od chęci posiadania rzeczy i osób i obdarzy wolnością i radością serca.

Niech Zbawiciel owinięty w pieluchy nauczy kochać to, co zwykłe i szare, bo w codzienności rodzi się Bóg.

Niech zawsze znajdzie się miejsce dla tego co dobre, piękne i prawdziwe, aby ukazywać światu wielkość małego Boga.

Abyś nigdy nie czuł się samotny, zrozpaczony, bez nadziei, bez przyszłości- bo wszystko, czego potrzebujemy spotkamy tej Świętej Nocy patrząc w twarz Jezusa.

Abyś zawsze tęsknili za tym co większe, piękniejsze i świętsze!

Bożego życia i mocy z Nieba!

Adam Wiński

Jiguani, Cuba, 19.12.2017


19.12.2017

Przyjaciele!

Święta coraz bliżej, ale u mnie jeszcze nie ma nastroju świątecznego. Jest za to pył, cement i bałagan. Udało się rozpocząć przebudowę terenu przykościelnego do użytku katechezy i przestrzeni rekreacyjnej. Ale skoro na Kubie wszystko jest pięć razy trudniejsze niż w normalnym świecie to budowanie czegokolwiek jest chyba dziesięć razy trudniejsze. Udało się wyprosić pieniądze od Ambasady Polskiej na ten cel- i to wcale nie małe- ale jak to projekty domagają się rozliczenia precyzyjnego. Jak to zrobić, tego już nikt nie wie- bo skoro w sklepach- nawet z materiałami budowniczymi nie ma nic, to uzgodniłem, że wystarczy proste oświadczenie z kopią dowodu o sprzedaży jakiegoś produktu budowlanego. Rozpoczęło się szukanie- tutaj kilka worków cementu w jednej cenie, w innym miejscu w innej. Piasek, kamienie, a nawet posadzkę przywieźli jeszcze ciepłą- wszak robioną pod osłoną nocy… Jeszcze kilku rzeczy brakuje, ale tak być musi.

Pozwolenie na piśmie na przebudowę dostałem, ale zawsze jest jakieś ale… Pierwszego dnia dostałem mandat za to, że piasek leżał na chodniku przy kościele- pomimo, że ludzie pracowali ze mną przerzucają go na teren kościoła… Drugiego dnia dostałem mandat za postój ciężarówki przed kościołem dłużej niż godzinę… Trzeciego za to, że pomocnicy nie mieli zaświadczeń zdrowotnych- poprosiłem, żeby urzędnik pokazał mi swoje zaświadczenie- stwierdził, że pracownicy rządowi nie potrzebują zaświadczeń… Tak więc trzy mandaty- w takich momentach zaciskam zęby i knuję spisek, żeby chociaż odrobinę satysfakcji posiąść. Mandat płaci się na policji- więc dzień wcześniej udałem się do Bayamo- miasta stolicznego celem jak najdrobniejszego rozmienia pieniędzy na mandat- aż do rozmiarów jednego centa- to oznacza, że na jednego peso – trzeba 100 takich monet… Łącznie za jeden mandat pół reklamówki pieniędzy- a przy słabej znajomości matematyki to oznacza godzinę liczenia dla trzech osób. Słowem paraliż komisariatu na kilka godzin- a dla mnie satysfakcja gwarantowana….

Przywitałem się miło z panem milicjantem i mówię, że w sprawie mandatu… po 15 minutach odesłał mnie do innej pani milicjant i zasiadłem na krześle triumfując milcząco… wyjąłem mandat tłumacząc, że nie słusznie- pani mile podkreśla, że zawsze można napisać odwołanie- a ja, że nie nie- chętnie zapłacę bo przecież moi przyjaciele złożyli się na mandat… wszyscy… Pani zaczęła uzupełniać druczek a ja zupełnie poważnie i z gracją wyjąłem z plecaka pierwszą reklamówkę. Milicjantowa spojrzała na mnie i na zawartość i wyszła… Wróciła z dwoma milicjantami i oburzeni nic nie mówiąc zaczęli liczyć… Ja opowiadałem o sobie, świecie i wypytywałem jak się czują, jak żyją- tak z troski pasterskiej o owieczki zagubione, także w liczeniu worka groszy. A mandat wynosił równowartość siedmiu dolarów… to znaczy 7 peso convertibles to znaczy 175 peso narodowych a to wszystko pomnożyć przez 100, albowiem na pierwszy mandat nazbierałem po jedynym malutkim cencie…

Liczyli, układali, pocili się, a ja ze spokojem dialogowałem, co by nie ukazać szyderczego uśmiechu- pierwszej lekcji. A minęła już pierwsza godzina rachunków… Pierwszy mandat został rozliczony po godzinie czterdziestu minutach,  a gdy zmęczeni policjanci odetchnęli z ulgą wyjąłem kolejny mandat i dodałem z troską- trzy takie otrzymałem i wszystko pragnę uregulować. Panowie milicjanci nie wytrzymali i wyszli, a pani wstała, aby napić się wody… Po chwili wrócił pan z ministerstwa wewnętrznego i przyniósł papiery do podpisania- sam je przygotował wraz z jednym z liczebników pesowych:) – był to prosty dokument z anulowaniem dwóch kolejnych mandatów- ale ja tłumaczę, że nie potrzebuję, że chętnie zapłacę- wszak poczuwam się do winy- ale owieczkom mundurowym nie było do śmiechu- a jakomże człowiek niekonfliktowy raczej, podpisałem papiery- a mandaty natychmiast anulowano… Zapakowałem ciężki plecak monet i zapowiedziałem- jakby były kolejne to w domu mam dużo więcej takich, a sąsiad ma taczkę:)

Gdyby tylko takie problemy były przy budowach. A to robotnicy worek cementu wynoszą, a to płytek dwadzieścia… Sprawę rozwiązałem dosyć prosto- przecież zwykłe małe mp3 to dla nieświadomych kamera- którą dyskretnie zawiesiłem przy wejściu i w miejscu prac- ale żeby nie było, że to ja- zachęciłem parafianina, co lubi dużo mówić i pokazałem dyskretnie pseudo-kamerkę i zaraz wszyscy widzieli, robotnicy także. Budowa idzie, ludzie pracują, a ja szukam brakujących materiałów i kontroluje… i zawsze jak to przy budowach budżet przerasta oczekiwania… ale skoro Jezus rozmnożył chleb i ryby, a nawet wino w Kanie- to i z moją ekonomią sobie poradzi- poprosiłem Go o to w świątecznym prezencie:)

Taki czas teraz mam.

Już jesteśmy po rekolekcjach przygotowani do narodzin Pana. Skoro przyszedł w nędznej szopie to i nie pogardzi pyłami i cementem… A pasterkę będziemy świętować wszyscy razem- zamówiłem bydło-wozy i wszyscy przyjadą, a po Mszy Św. każda wspólnota przedstawi krótkie jasełka i a nawet ciasto będzie:)

Bożych Świąt


List październikowy- taki bardzo prosty

Kochani przyjaciele!

I wszystko wróciło do normy. Zaczął się rok szkolny i akademicki oraz pora deszczowa- więc codziennie padają obfite deszcze. A jak pada deszcz- to ludzie do kościoła nie idą- takie zwyczaje dziwne, które trudno przezwyciężyć. To chyba i dobrze, bo tektura robiąca za podwozie samochodu rozmokła i nie działa już. Jak pada- trzeba do jazdy samochodem zdejmować buty- wtedy wszystko dobrze. Odkryłem jeszcze jeden mały problem- jak pada to przewody hamulcowe- wiszące sobie swobodnie i leniwie stają się jeszcze bardziej leniwe- i w ogóle nie ma hamulców ani ręcznego ani zwykłego- a wtedy jeżdżenie samochodem jest prawdziwym aktem wiary:) Ale to wszystko takie przejściowe trudności. W ubiegłym tygodniu ukradli mi korek do zbiornika z benzyną. Szukałem korka ale nigdzie nie było, szukałem nawet podobnego samochodu- ale nie było. Przecież w kraju prowizorycznym wszystko da się zastąpić i udało się wystrugać korek z drewna- jest nawet czarny sznureczek, który miał być białym :). Korek jest, ale teraz muszę wozić młotek-mój nowy nabytek- co by ten korek odpowiednio umieścić w baku- bo benzyna droga bardzo. A wśród radości jest to, że mam UWAGA!- nowy akumulator- i tak powoli wszystko będzie nowe w moim wyrobie samochodopodobnym.

A skoro już jesteśmy przy samochodzie to opowiem poniedziałkową historię… Dojechałem na oparach benzyny- ponoć ten samochód ma ludzie uczucia i wie, że jak mało w baku to bardziej oszczędza- do Bayamo na zjazd duszpasterski księży- nominowano mnie diecezjalnym duszpasterzem młodzieży. W poniedziałki rano benzyny nie ma, podobnie jak we środy i w soboty, ale w poniedziałki popołudniu już jest- więc na ostatnich resztkach jadę do stacji i nagle samochód kończy z ludzkimi odczuciami i ani w  przód a  ni w  tył- opary się skończyły- to chyba wina tego drewnianego korka z dziurką :). Spokojnie- wszak jestem już na stacji paliw- jeszcze tylko… no właśnie skradziono mi portfel- nie mam ani grosza, aby zatankować… Ale w takich chwilach nie tracę równowagi- może gdzieś w schowku, na podłodze, albo jako podkładka pod śruby jest jakiś pieniądz- ale tu nic a nic… Od miasta już daleko- myślę-zwyczajnie zadzwonie do jakiegoś księdza- może będzie człowiekiem i pomoże, poradzi coś. I kolejne rozczarowanie- telefon się rozładował- spotkanie było w miejscu, gdzie nie ma zasięgu i się rozładował wziął… Tylko spokojnie- pomyślałem- musi być jakieś rozwiązanie… przecież, aby wrócić do domu potrzebuję dwa dolary… może spotkam kogoś znajomego- ulituje się i pożyczy- dwa dolary to tylko 3 dni pracy… Pytam pana sprzedającego paliwo- przecież mnie zna, zawsze tu kupuje- ale nie ma pieniędzy… Pytam pani w sklepie, żeby pożyczyła- nie ma pieniędzy- nie ma naprawdę nie tylko tak, abym się odczepił. Odwiedziłem nawet konkurencję-  mieszkającego w pobliżu pastora zielonoświątkowego- nie było go w domu, a zona zbyt miła nie była… Dwa wyjścia- jechać do domu, wypożyczyć samochód i wrócić z pieniędzmi, albo dalej szukać. Z racji oszczędności wybrałem to drugie i usiadłem w parku po drugiej strony stacji, a samochód wysychał z pragnienia… Paradoks czy cud jaki podszedł do mnie pan-pani, trans chyba o najstarszych na świecie kwalifikacjach zawodowych- wyjątkowo obleśny, ale też dziecko Boże i zaczepił, zagadał. Miał na imię Oscar i oto wyjął z chusteczki dwa dolary i dał mi je tak zwyczajnie- bez dowodu osobistego, numeru telefonu, wielu pytań. -Jak będziesz miał to oddasz- wiesz gdzie pracuje- uśmiechnął się i rozejrzał wokoło… Jakie upokorzenie- ja żebrzę na ulicy i pomaga mi taki ktoś, albo nawet ktosia. A dzień wcześniej w niedzielnej Ewangelii-  prostytutki wejdą przed wami do nieba… Ha, teraz rozumiem dlaczego Jezus był przyjacielem celników i prostytutek 

Moją namolną Edeliste zabrali do szpitala psychiatrycznego. Przychodziła w piżamie, rano, w nocy i w dzień, opowiadała dziwne rzeczy, stawała się agresywna- po kilku miesiącach nastraszyłem czerwonych przywódców i udało się- zabrali ją do szpitala… Byłem ją odwiedzić- przypięta do łóżka, w kaftanie bezpieczeństwa patrzyła gdzieś w dal- zero kontaktu… mam nadzieję, że leki ustawią wszystko i wróci do normalnego w miarę funkcjonowania. Modlę się za nią i wierzę, że wszystko będzie dobrze.

Po wakacjach z parafii wyjechało 6 młodych i 3 małżeństwa. Młodzi na studia, jeden chłopak do wojska na dwa lata, a rodziny za godnym życiem i chlebem. Smutne, ale prawdziwe- jedynym marzeniem moich młodych jest wyjechać, wyrwać się stąd  i nigdy nie wrócić… Życie bez nadziei i przyszłości jest smutne.

Teraz epidemie panują jakieś tam Zica czy inne tam choroby i ludzie umierają… roznoszą ją komary, których teraz dużo.

Chwilowo skończyły się kurczaki- nawet te w Pewexsie, ale to chyba chwilowo tylko.

Oczekuję na wizytę Sióstr, które- jak Bóg da- od września miałyby zamieszkać w Jiguani i pracować ze mną w duszpasterstwie. Proszę o modlitwę w tej intencji- ludzie tutaj bardzo potrzebują obecności księży i sióstr, którzy będą pokazywali Drogę.

Kuba ma nowego biskupa- przed tygodniem wyświęcono padre Juanita na biskupa Ciego de Avila- nie będzie miał łatwo- diecezja ma 5 parafii i chyba tylko 7 księży…

Przygotowuję się teraz do przyjęcia Krzyża ŚDM oraz ikony Matki Bożej – będzie ruch w parafii i teraz mam wiele przygotowań- więc żyję intensywnie.

Dziękuję za każdy gest przyjaźni, za listy, wsparcie i wszystko

wasz Adam

6.10.2017